Archiwa tagu: potop szewdzki zamość

Sienkiewicz i Zamość

zamośc potop

Trzy dni temu minęła 97 rocznica śmierci naszego wielkiego pisarza Henryka Sienkiewicza, który pisał ku pokrzepieniu serc. W Trylogii kilkukrotnie opisywał Zamość i nieudane próby jego zdobycia. W 1648 r. podczas Powstania Kozackiego pod  Hetmańskim Grodem stawiły się  wojska  dowodzone przez samozwańczego hetmana Bohdana Chmielnickiego, twierdza oparła się naporowi.

Zimą 1656 roku, a zatem 8 lat później, podczas potopu szwedzkiego pod murami Zamościa staneły wojska króla Karola Gustwa. Nasz wielki pisarz opisuje wojewodę kijowskiego, starostę kałuskiego i III Ordynata na Zamościu Jana Zamoyskiego jako wielkiego patriotę, który trwa przy polskim królu Janie Kazimierzu mimo powszechenej wśród magnatów zdrady, broni dziedzictwa swych przodków. Gdy krół szewdzki próbuje przekupić jana Sobiepana i „ofiarowuję” mu województwo lubelskie Jan Zamoyski – za podszeptem Zagłoby, kpiąc sobie ze szwdzkiego króla – proponuje w zamian Karolowi Gustawowi …Niderlandy!. III Ordynat przedstawiony jest w powieści jako osoba kochliwa ( co nie odbiegało od rzeczywistości), któremu wyjątkowo spodobała się Anusia Borzobohata-Krasieńska, dlatego  …zamierzał ją porwać, osadzić w swojej posiadłości i wykorzystać, w tych planach przeszkodził mu  jednak Kmicic, o czym możemy poczytac na kartach powieści.

Henryk Sienkiewicz opisuje również Michała Korybuta Wiśnioweckiego ( przyszłego króla Polski) siostrzeńca Jan Sobiepana Zamoyskiego, u którego oprócz wady obżarstwa dostrzega również bardzo pozytywne cechy jak dobre wykształcenie, znajomość języków obcych i umiejętność posługiwania się słowem.  , oto fragment  „Potopu” odnośnie „Niderlandów”:

Po przemowie szwedzkiego posła odpowiedział starosta kałuski (Jan Zamoyski) :

– Ot, co jest! Wielcem ja wdzięczny jego szwedzkiej jasności za górne mniemanie, jakie ma o moim dowcipie i o afektach dla ojczyzny. Nic mi też milszego jak przyjaźń takowego potentata. Ale myślę, że tak samo moglibyśmy się miłować, gdyby jego szwedzka jasność sobie w Sztokholmie zostawała, a ja w Zamościu – co? Bo Sztokholm jego szwedzkiej jasności, a Zamość mój! Co się afektów dla Rzeczypospolitej tyczy – i owszem! – jeno, wedle mego konceptu, nie wtedy będzie Rzeczypospolitej lepiej, kiedy Szwedzi będą do niej szli, ale wtedy, kiedy sobie z niej pójdą. Ot, racja! Bardzo w to wierzę, iż Zamość mógłby jego szwedzkiej jasności do wiktorii nad Janem Kazimierzem dopomóc, wszelako trzeba, żebyś i wasza dostojność wiedział, że ja nie jego szwedzkiej mości, jeno właśnie Janowi Kazimierzowi przysięgałem, dlatego jemu wiktorii życzę, a Zamościa nie dam! Ot co!

– To mi polityka! – huknął Zagłoba.

W sali uczynił się szmer radosny, lecz pan starosta trzepnął się rękoma po kolanach i owe gwary uciszył.

Forgell zmieszał się i milczał przez chwilę, po czym znowu argumentować począł: więc nalegał, trochę groził, prosił, pochlebiał. Jako patoka płynęła z ust jego łacina, aż krople potu uperliły mu czoło, lecz wszystko na próżno, bo po swych najlepszych argumentach, tak silnych, że mury poruszyć by mogły, słyszał zawsze jedną odpowiedź:

– A ja tak i Zamościa nie dam, ot co!

Audiencja przeciągnęła się nad miarę, na koniec stała się dla Forgella kłopotliwą i trudną, bo wesołość poczynała ogarniać obecnych. Coraz to częściej padało jakieś słowo jakieś szyderstwo to z ust Zagłoby, to z innych, po którym przytłumione śmiechy odzywały się w sali. Spostrzegł wreszcie Forgell, że trzeba ostatecznych chwycić się sposobów, więc r rozwinął pergamin z pieczęciami, który trzymał w ręku, a na który nikt dotąd nie zwracał uwagi, i powstawszy rzekł uroczystym, dobitnym głosem:

– Za otwarcie bram twierdzy jego królewska mość (tu znów długo wymieniał tytuły) ofiaruje waszej książęcej mości województwo lubelskie w dziedziczne władanie!

Zdumieli się słysząc to wszyscy, zdumiał się na chwilę i pan starosta. Już Forgell począł toczyć tryumfującym wzrokiem dokoła, gdy nagle wśród ciszy głuchej ozwał się po polsku do starosty stojący tuż za nim pan Zagłoba:

– Ofiaruj, wasza dostojność, królowi szwedzkiemu w zamian Niderlandy. Pan starosta nie namyślał się długo, uderzył się rękoma w boki i palnął na całą salę po łacinie:

– A ja ofiaruję jego szwedzkiej jasności Niderlandy!

W tej samej chwili sala zabrzmiała jednym ogromnym śmiechem. Trząść się poczęły brzuchy i pasy na brzuchach; jedni klaskali w ręce, drudzy zataczali się jak pijani, inni opierali się o sąsiadów, i śmiech brzmiał ciągle.