Zboże musiało się wysuszyć, dlatego zaraz po skoszeniu żyto i pszenicę stawiano, żyto przełamywano, bo było długie i by nie stało. Następnego dnia lub, gdy zapowiadała się piękna pogoda, po dwóch lub trzech dniach snopy układano w dziesiatki. W dziesiątkach zboże jeszcze dosychało kilkanaście dni. Jeżeli zboże było zbyt wilgotne, musiało się przełożyć snopy, stawiając nowe dziesiątki, które przepięknie prezentowały się w szeregach na przestrzeni poszatkowanych miedzami pól …niezapomniany widok. Jeden z tych, który zapewne już nie wróci a tak bardo przypomina dzieciństwo i młodość…
Inaczej suszono owies. Po skoszeniu nie wiązano go w snopy, tylko rozkładano na ściernisku na powróśle, raz dziennie przewracano, te pracę najczęściej wykonywały dzieci. Gdy wyschło, wiązano i od razu zwożono do stodoły, czasami, gdy nie było pogody, składano w kopki.
Zboże zwożono drabiniastymi wozami zaprzęgniętymi w konie lub parę koni. Przywiezione zboże układano w stodole na zapolu, tam czekało na młockę.
Teraz należało ściernisko wygrabić lub pozbierać kłosy, tę pracę najczęściej wykonywały także dzieci. Po ściernisku musiały chodzić boso, bo nasze babcie stwierdzały, że to dla zdrowia i pewnie miały rację. Na polu nie można było zostawić kłosów, było to świętokradztwo, to zadanie szczególnie należało do dzieci.
Wszyscy starali się skończyć zwózkę zboża przed 15 sierpnia, gdyż można było wtedy iść spokojnie na odpust do Krasnobrodu.
.To był trudny czas dla rolnika, ale jeszcze dziś słyszę szelest zboża na polu, zgrzyt kosy i czuję zapach koszonej pszenicy…