Widok z wysokości zamkowej wieży ( której nie ma 🙂 )
Wróćmy tymczasem na taras belwederu, pewnego sierpniowego wieczoru Jan niepostrzeżenie przyprowadza tu swojego syna, niespełna dwuletniego Tomasza, który z wielką radością biega po altanie. Hetman nie może nacieszyć się widokiem upragnionego potomka, szybko jednak przed oczyma przemakają jego piękne i dobre małżonki, które tak miłował . Anna, Krystyna, Gryzelda … ile dały mu szczęścia !, ale ile także tragicznego smutku. Żony umierały w kwiecie wieku, gdy życie stało przed nimi otworem, wydawało się im ( po kolei), że teraz tylko cieszyć się szczęściem u boku wielkiego i dobrego męża. Po kolejnych wizytach śmierci, zawsze w czarny strój przebrany nie tylko Hetman ale i jego wojsko co najmniej rok pamięta o wielkiej, nie do ukojenia stracie. Ten wielki wojownik widzi oczami wyobraźni również swe małe córeczki, które albo przy porodzie albo bardzo młodo, we wczesnym dzieciństwie odchodziły na drugą stronę życia.
Nagle wydaje się Kanclerzowi, że zmarłe już córki przyszły tu i… bawią się razem z małym Tomaszkiem, biegają wesoło po tarasie, podnoszą na rękach do góry braciszka…Jan, ukradkiem ociera łzę spływającą z policzka…